Свободный от бессилия Августин Пелановский OSPPE
- Артикул:
- 10110156867
- Страна: Польша
- Доставка: от 990 ₽
- Срок доставки: 12-20 дней
- Купили: 3 раз
- В наличии: 43
- Оценка: 5
- Отзывов: 138
Характеристики
- Identyfikator produktu
- 10110156867
- Stan
- Nowy
- Waga produktu z opakowaniem jednostkowym
- 0.288 kg
- Okładka
- miękka
- Nośnik
- książka papierowa
- Rok wydania
- 2021
- Język publikacji
- polski
- Tytuł
- Wolni od niemocy
- Autor
- Augustyn Pelanowski
- Wydawnictwo
- Pomoc
- Liczba stron
- 336
Описание
Augustyn Pelanowski OSPPE
Wolni od niemocy
Nie widzisz sensu swojego życia?
Czujesz się nikomu niepotrzebny, nieakceptowany, niekochany? Jesteś ciągle smutny i zniechęcony?
Uważasz, że nic nigdy ci się nie udaje?
Jeśli tak - TA KSIĄŻKA JEST DLA CIEBIE!
Jezus pragnie powiedzieć tobie, że dla Niego jesteś kimś ważnym; dla Niego liczysz się (nawet, jeśli nikt się z tobą nie liczy...); dla Niego jesteś ukochaną córką, ukochanym synem!
Spis treści.
Rozdział 1
POCHYLONE ŻYCIE 7
Rozdział 2
TYR – „tyrańskie życie” 85
Rozdział 3
SZCZĘŚCIE ODTRĄCENIA 143
Odrzucenie Izmaela (Rdz 21, 8-21) 148
Królestwo Jezusa i panowanie Piłata (J 18, 33-37) 154
Jaką prawdę objawił o sobie Jezus? 155
Jezus przed Piłatem – ucieczka przed swą nędzą! 157
Jezus jako cień z przeszłości... 159
Jezus i dziecko (Mt 18, 1-5) 163
Eliasz (1 Krl 19, 9-12) 167
Rozdział 4
„DEKALOGI” KONTRA DEKALOG 173
Samotność 186
Syn Abrahama (Rdz 22, 1-19) 210
Córka Jeftego (Sdz 11, 1-40) 213
Wdowa z Sarepty (1 Krl 17, 1-24) 225
Rozdział 5
CHWAŁA ODDANA BOGU! 245
MEDYTACJE 275
I. Złamanie 279
II. Gwałtowność 303
III. Dawid w walce z Goliatem (1 Sm 17, 1-58) 318
IV. Eutyches, czyli dostać się w dobre ręce... 329
Fragment:
Szczescie odtracenia
Zapewne pochylona kobieta z wielki oporem zbliżała się do Jezusa. Czuła się niegodna łaski, czuła, że jest najgorsza z całej wspólnoty, beznadziejna. Była we wspólnocie i nie była z tą wspólnotą. Wyróżniała się swoim pochyleniem. Zapewne też ten dystans do wszystkich miał związek z pewnym nieznanym nam odrzuceniem, czy odtrąceniem, które w swoim życiu przeżyła. Czuła się gorsza. Biblia jest pełna takich historii, a nasze życie wcale nie mniej obfite w takie sytuacje. Przypomnę w tym miejscu Izmaela – odrzuconego syna Abrahama. Jego osoba kojarzy mi się z Tomaszem Apostołem, który po śmierci Jezusa gdzieś zniknął, nie był już razem z Apostołami. Prosiłem kiedyś pewną młodą kobietę, aby napisała wszystko to, co ją najbardziej „pochyliło” w życiu i te wspomnienia porównała z życiem Jezusa; żeby po prostu uczyniła pisemny zestaw swoich wspomnień z cytatami z Pisma Świętego. Biblia bowiem naprawdę ma w sobie moc uzdrowienia. Przez kilka tygodni miotały nią skrajne uczucia. Czuła złość i radość, lęk i wściekłość, nadzieję i rozpacz, kiedy wypisywała wszystko to, przed czym uciekała całe życie. Kiedy już miała tę listę gotową, przyjechała do mnie i usiedliśmy w rozmównicy. Podała mi żółtą kartkę i powiedziała: Niech sobie Ojciec to weźmie, nie chcę tego widzieć na oczy, tylko proszę tego nie czytać na głos. Ja jednak przeczytałem raz i drugi. Zapewne przeczytałbym i trzeci, gdyby dalej nie chciała tego przyjąć. Ale przyjęła. Powiedziałem jej: To jest twój skarb, to jest jedyne, w czym jesteś najbardziej podobna do Jezusa Ukrzyżowanego. Wypierając się tego – wypierasz się Jezusa, a przecież On powiedział: «Kto się Mnie wyprze, tego Ja się wyprę przed Ojcem.» Czy nadal chcesz się tego wyprzeć? Skończyło się na spowiedzi i na radości, łzach i spokojnym uwielbieniu. Kilkakrotnie powtarzała: „Dziękuję Ci za to, że zechciałeś być podobny do mnie w tym wszystkim.” Jej lista wyglądała tak: Mama nigdy nie kochała taty. Prawdopodobnie jestem dzieckiem niechcianym. Odrzucona (zawsze czułam, jakby w mojej rodzinie nie było miejsca dla mnie)... … położyła [JEZUSA] w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. Strach, bicie, krzyki, wrzaski... … jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On [JEZUS] nie otworzył ust swoich. Widziałam jako małe dziecko (około 2 lat) jak tata zdradzał mamę i bił ją. Przeżyłam wstyd obnażenia i „zły dotyk” (około 5 lat)... … rozdzielili między siebie Jego [JEZUSA] szaty. Zostałam porzucona przez mamę (dłużej niż w domu przebywałam u babci); mama wyjeżdżała na długie miesiące za granicę… kiedyś (około 10 lat), kiedy wróciła, a ja pobiegłam ją uściskać, „zmroziła mnie” zimnymi słowami o tym, jaka byłam niegrzeczna… nie liczyła się dla niej moja tęsknota, ten ból pamiętam do dziś. Mama obgadywała mnie przed sąsiadkami, oczerniała, porównywała z innymi dziećmi. Mówiła, że jestem nienormalna, że wszystkie dzieci są lepsze, a ze mnie nic nie będzie… (około 12 lat). Łzy bólu (z powodu pijaństwa taty i tego jak mnie traktował). Łzy strachu (zwłaszcza, gdy długo w nocy nie wracał i wiedziałam, że będzie pijany, bałam się przeraźliwie, skręcało mnie ze strachu)... ... [JEZUS] zapłakał. Całe życie żyłam w lęku, to pierwsze uczucie, jakie pamiętam, zawsze był powód (przed tatą, przed nieakceptacją, przed biciem, przed samotnością, przed odrzuceniem)... ... [JEZUS] począł drżeć i odczuwać trwogę. Wiele razy słyszałam słowa: „Tutaj nie możesz przychodzić” (lub podobne). …gdy Go ujrzeli [JEZUSA], prosili, żeby odszedł z ich granic. Wiele razy byłam ignorowana, nieliczona, nikt na mnie nie zwracał uwagi. Byłam bardzo prześladowana przez tatę za wiarę, za chodzenie do kościoła, w końcu, mając 16 lat musiałam się wyprowadzić z domu... … Jeśli Mnie [JEZUSA] prześladowali, to i was prześladować będą. Wiele razy, boleśnie zawodzili mnie moi przyjaciele, opuszczali w potrzebie... … Wtedy opuścili Go [JEZUSA] wszyscy i uciekli. Byłam wyśmiana z powodu tuszy, złych ocen, charakteru (przez rodziców i rodzinę). Wiele razy mój tata znęcał się nade mną, szarpiąc strasznie za włosy, kiedyś za włosy zaciągnął mnie do mieszkania od sąsiadów (uciekłam do nich, bo był strasznie pijany). Zanim dorosłam, wyszarpał mi połowę włosów, które nigdy nie odrosły… ... [JA, JEZUS] Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Wiele razy byłam posądzana o coś niesłusznie, nikt nie chciał słuchać moich wyjaśnień. Byłam wyzywana i przeklinana... ... Wiele też obelg miotali przeciw Niemu [JEZUSOWI]. Ten zapis był dla niej koszmarem, z którym nie mogła się pogodzić, ale oboje wiedzieliśmy, że dopóki nie zobaczy w tym podobieństwa do Jezusa, nie uda się jej nigdy zgodzić z tym wszystkim i grozi jej, że utknie w lęku, strachu, złości, nieprzebaczeniu i odrazie do siebie samej, jak łódź, która w czasie burzy, nie może dopłynąć do brzegu i jest rzucana na środku jeziora przeciwnymi wiatrami. W czasie modlitwy wiele razy wracałem do tej samej prawdy: Powinnaś być wdzięczna za to, że Jezus przeżył to, co ty, tylko dla ciebie! Miała do Niego żal i oskarżała Go o te wydarzenia. Po pewnym czasie zupełnie spokojnie, coraz prawdziwiej, powtarzając nieustannie te same słowa, podniosła głowę i zobaczyłem pierwszy raz jej delikatny uśmiech. Ciągnąłem dalej: – Wyobraź sobie – mówiłem – że siedzisz w poczekalni w szpitalu i masz skomplikowanie połamaną rękę. Czujesz się samotna, bo w poczekalni nikt nie ma tak skomplikowanego połamania. Marzysz o tym, żeby ktoś się przysiadł z podobnym połamaniem. Nagle dosiada się jakiś mężczyzna, niewiele starszy od Ciebie. Ma też połamaną rękę – tę samą, co ty. Przez chwilę milczy i oswajasz się z jego obecnością. Później opowiada swoją historię życia, zwierza ci się, i widzisz, że jest podobnie połamany w życiu, jak połamana jest jego ręka. Odkrywasz też, że macie podobne historie i podobnie połamane ręce. Co czujesz? Złość? Niechęć? Czy też bliskość i wdzięczność, że jest tak blisko ciebie i jest tak samo połamany? – Poczułabym wdzięczność! – To jest Jezus! – Co mam Mu powiedzieć? – Podziękuj Mu po prostu. On nie tylko przeżył straszne życie i odrzucenie, ale uczynił to po to, by się do ciebie zbliżyć, po to, byś się czuła podobna do… Syna Bożego! Nagle cała jej złość do życia i niechęć do siebie, zamieniła się w radość i wdzięczność Jezusowi, a niechęć do swej historii, przemieniła się w uznanie wartości tego, co wydawało jej się jeszcze chwilę temu bezsensownym, ciężarem usztywniającym jej istnienie jak gips na połamanej ręce! Powiedziałem do niej: Pochwal Go, podziękuj mu jeszcze raz całą sobą! Chwała Bogu za życie, które przyjął; za życie, które było pozbawione chwały; za życie, które było pełne hańby! Odrzucenie Izmaela (Rdz 21, 8-21) Izmael został odrzucony przez Abrahama i matkę Hagar. Pozostałby takim „odrzutkiem”, gdyby Anioł nie pobłogosławił jemu i jego matce. Dopiero po tym błogosławieństwie, matka go przygarnęła i chociaż coś z tego odrzucenia pozostało mu do końca życia, był błogosławiony! Wszystko zaś miało miejsce po odstawieniu Izaaka od piersi Sary. Poniżej zestawiłem ten tekst z fragmentem z Ewangelii wg św. Jana opowiadającym o dopuszczeniu do piersi Jezusa, Tomasza, Didymosa (bliźniak). Dlaczego? Ponieważ Jezus nikogo nie wyróżnia i nikogo nie odrzuca. Tomasz, to taki Izmael, odłączony, odrzucony przez własne wątpienie od swego Boga, który w swoim macierzyńskim miłosierdziu, każdego chce mieć przy sobie. Dziecko podrosło i zostało odłączone od piersi. Abraham wyprawił wielką ucztę w tym dniu, w którym Izaak został odłączony od piersi. Sara widząc, że syn Egipcjanki Hagar, którego ta urodziła Abrahamowi, naśmiewa się z Izaaka, rzekła do Abrahama: «Wypędź tę niewolnicę wraz z jej synem, bo syn tej niewolnicy nie będzie współdziedzicem z synem moim Izaakiem». To powiedzenie Abraham uznał za bardzo złe – ze względu na swego syna. A wtedy Bóg rzekł do Abrahama: «Niechaj ci się nie wydaje złe to, co Sara powiedziała o tym chłopcu i o twojej niewolnicy. Posłuchaj jej, gdyż tylko od Izaaka będzie nazwane twoje potomstwo». (Rdz 21, 8-12) To ciekawe, że Bóg nawet w odrzuceniu widzi dobro! Czy masz taki sam punkt widzenia? Syna zaś tej niewolnicy uczynię również wielkim narodem, bo jest on twoim potomkiem. Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki, i wydalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i błąkała się po pustyni Beer-Szeby. (Rdz 21, 13-14) Kara za wyśmianie się z Izaaka była trudna, ale Bóg nawet karę zamienia na błogosławieństwo. A gdy zabrakło wody w bukłaku, ułożyła dziecko pod jednym krzewem, po czym odeszła i usiadła opodal tak daleko, jak łuk doniesie, mówiąc: Nie będę patrzyła na śmierć dziecka. I tak siedząc opodal, zaczęła głośno płakać. Ale Bóg usłyszał jęk chłopca i Anioł Boży zawołał na Hagar z nieba: «Cóż ci to, Hagar? Nie lękaj się, bo usłyszał Bóg jęk chłopca tam leżącego». «Wstań, podnieś chłopca i weź go za rękę, bo uczynię go wielkim narodem.» Po czym Bóg otworzył jej oczy i ujrzała studnię z wodą; a ona poszła, napełniła bukłak wodą i dała chłopcu pić. (Rdz 21, 15-19) Bóg otworzył jej oczy. Czyżby wcześniej nie było tam tej studni? Owszem była, tylko Hagar nie umiała dostrzec w odrzuceniu błogosławieństwa. Nie umiała zobaczyć, że nawet pustynia może być obfita w łaski. Pustynia nazywała się Paran, to znaczy: „Chwała”. Bóg otaczał chłopca opieką, gdy dorósł. Mieszkał on na pustyni i stał się łucznikiem. Mieszkał stale na pustyni Paran; matka zaś jego sprowadziła mu żonę z ziemi egipskiej. (Rdz 21, 20-21) Jezus dopuszcza Tomasza do swojej przebitej piersi, w nim – w Tomaszu – każdy Izmael jest dopuszczany do miłości Chrystusowej; każdy, kto nie był razem z uczniami. Tomasz, zupełnie jak Izmael był daleko od wspólnoty. Izaak był karmiony piersią własnej matki, Izmael odrzucony nawet przez własną matkę, na odległość strzały z łuku, czyli daleko. Ta odległość odrzucenia została mu do końca życia – został łucznikiem, czyli kimś, kto już na całe życie uciekał i strzelał do wszystkiego, co spotkał, wyładowując swoją agresję, powstałą na skutek przeżycia osamotnienia po pozostawieniu go przez matkę. Izaak był bratem przyrodnim Izmaela. Tomasz miał jakiegoś bliźniaka, bliżej nieznanego. Ale zachowuje się jak ktoś, kto nie czuje się we wspólnocie jak w rodzinie: nie był razem z nimi! Dopiero Jezus czyni go pierwszym odbiorcą miłosierdzia – pierwszym niemowlęciem przebaczenia i pierwszym faworytem wiary. Żaden z uczniów nie zrobił tego przed Tomaszem i nie włożył swoich rąk do ran Chrystusa, a nade wszystko do przebitej piersi Jezusa, która była brzemienna w mleko wiary, wino miłości i miód mistyki. Można nigdy nie osiągnąć dojrzałości uczuciowej i być odrzuconym dzieckiem, odłączonym nie tylko od piersi, ale nawet od bukłaka (zwróć uwagę na to, że Izaak był karmiony mlekiem z żywej piersi, natomiast Izmaelowi odebrano nawet prawo do picia z bukłaku Hagar). Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni, więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!» Ale on rzekł do nich:« Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę». A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!». (J 20, 24-28) Wiara Abrahama jest dla wybrańców. Wystarczył jeden ironiczny śmiech Izmaela ze swego brata Izaaka, by Abraham wyrzucił go ze swojej rodziny. Wyśmianie bowiem jest zwątpieniem w czyjąś wartość, ale także wyrazem lęku o to, że samemu też jest się bez wartości. Didymos, znaczy bliźniak, czyli brat najbliższy, na pewno bliższy niż przyrodni. Nie było go ze wspólnotą, zostaje jednak przyjęty. Mimo tego, że zwątpił w Zmartwychwstanie, został dopuszczony najbliżej. Dla ożywienia wiary ostatni stał się pierwszym... Najpiękniejsze jest jednak to że, ten zestaw tekstów porównuje karmienie piersią niemowlęcia do gestu Tomasza, wkładającego swoje palce do boku Chrystusa. Cóż bardziej rani Boskie Serce, niż zwątpienie w miłość do ciebie, która jest silniejsza niż śmierć! Cóż bardziej wzmocni twoją wiarę, jeśli nie przystawienie do piersi Bożego Miłosierdzia? Nie ma chyba człowieka, który byłby pozbawiony potrzeby miłości, potrzeby bycia z kimś, potrzeby bycia docenionym i... wreszcie potrzeby przytulenia! Abraham może odrzucić swojego syna, ale Jezus nie odrzuca nawet tych, którzy zwątpili i sami się odrzucili. Jezus daje i tobie samą miłość, daje ci Swoją bliskość, udziela Ci „przytulenia” wiarą. Każdy bukłak z wodą się wyczerpie, nawet napełniony wiarą Abrahama, natomiast „Bukłak” Serca Jezusa, pełen wody żywej, jest dla ciebie niewyczerpalnym źródłem Miłości. Te słowa mają cię sprowokować do innego spojrzenia na twoje odrzucenie i na twoją pustynię, na twoje kłopoty uczuciowe. Chcę, żebyś dostrzegł to, co Hagar – źródło. Chcę, żebyś dostrzegł to, co Tomasz – obficie broczący miłością do ciebie bok Jezusa. Naprawdę Bóg kocha cię i pragnie twojego dotknięcia. Nie wszystko musi nam od razu wychodzić. Pewien człowiek chciał od razu jeździć na rowerze. Siadł więc na rower i zrobił dwa obroty przekładnią, po czym upadł. Wstał i ze złością zaczął się okładać po nogach. Znowu usiadł na rower, myśląc, że tym razem, po ukaraniu swoich nóg, będzie mu lepiej szło. Niestety, już po jednym obrocie przekładni runął na ziemię. Wstał wściekły i zaczął się bić kijem po nogach. Tym razem już był pewien, że mu wszystko dobrze pójdzie. Wsiadł na rower znowu, ale nie zrobił nawet jednego obrotu i upadł, bo jakoś dziwnie bolały go nogi. Po podniesieniu się z upadku, znowu wziął kija, jeszcze większego, zaczął się bić ze złością, krzycząc na własne nogi: „nie daruję wam!”. Niestety, po tym ukaraniu nie zdążył usiąść na rower, od razu upadł, gdyż połamał sobie nogi. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nogi odmówiły mu posłuszeństwa, przecież je ukarał? I my, gdy nam coś nie wychodzi, upadamy, ale zamiast się wzmocnić, bijemy siebie samych złością. Złość na siebie nie niszczy nikogo innego, tylko nas. Czy po takich wybuchach możemy liczyć na efekty? Nie złość się, że od razu nic ci się nie udaje. Nawet na rowerze trzeba się uczyć jeździć, a cóż tu mówić o życiu! Życie, to coś poważniejszego niż rower. Złościsz się na kogoś, gdy cię usiłuje pouczać, reagujesz obrażaniem się i trwaniem w urazie. Lepiej być pouczanym niż niedouczonym. Prawdziwa pokora nie boi się karcenia, fałszywa boi się nie być chwalona! Pokorny człowiek jest wdzięczny nawet za złośliwą uwagę; pyszny, nawet dobrą radę uważa za powód do obrażenia się! Ciągle mamy wybór dwóch obrazów siebie samego: idealny i rzeczywisty. Idealny jest bez skazy, ale nierzeczywisty; rzeczywisty jest zniszczony i skarcony przez życie, ale nie jest idealny. Jak można pokochać te wszystkie chwile, w których byliśmy zniszczeni? Jak pokochać to wszystko w nas, za co byliśmy karceni sprawiedliwie i niesprawiedliwie? Kto napomnienie lubi, kocha mądrość, kto nagan nie znosi, jest głupi. (Prz 12, 1) Syn mądry miłuje karcenie, naśmiewca nie słucha nagany. (Prz 13, 1) Izaak miał dwóch synów: Ezawa i Jakuba. Biblia wprost tego nie mówi, ale wydaje się, że Ezaw nie był karcony… Natomiast Jakub bał się ojca, był mniej kochany. Pismo jednak wyraźnie pokazuje, że to mniej kochane dziecko zyskało łaskę u Boga: Umiłowałem was – mówi Pan – wy zaś pytacie: W czym się przejawia, że nas umiłowałeś? Czyż Ezaw nie był bratem Jakuba? – Wyrocznia Pana – a Ja [jednak] umiłowałem Jakuba. Ezawa zaś miałem w nienawiści i oddałem góry jego na spustoszenie, a dobytek jego szakalom pustyni. (Mt 1, 2-3) Czy wiesz, że „Ezaw”, w języku hebrajskim znaczy tyle samo, co w dowolnym przekładzie „idealny” (Esaw, to „ulepiony”, „ukształtowany”, „idealnie uformowany”), a Jakub, tyle samo co – znowu w dowolnym przekładzie – „krętacz”(jaakow, to tyle samo, co „podkładający nogę”, „trzymający za piętę”)? Uważamy, że nasze grzechy, nasze skrzywienia, nasze pomyłki, klęski życiowe, nasze koszmarne etapy istnienia, nasze ciemne jaskinie przegranych, nasza dziecinada, nie są miejscami, w których mógłby objawić się Jezus…To błąd! Pochylenie. Zapewne takie „wyróżnienie” nie tylko zakłopotało pochyloną kobietę, ale nawet wprawiło w lęk, strach, może złość: Co On ode mnie chce, dajcie mi wszyscy spokój! Wewnątrz niej była burza! Burza na jeziorze! Królestwo Jezusa i panowanie Piłata (J 18, 33-37) Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?» Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd.» Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». (J 18, 33-37) Jaką prawdę objawił o sobie Jezus? Jezus pokazał, że jest uratowana – zbawiona, najstraszniejsza prawda o człowieku – prawda o naszej nędzy i klęsce. Uczynił „boskim” to, co nawet już nie przypominało człowieka. Kiedy Piłat spoglądał na Jezusa, widział w Nim wszystko to, czego nienawidził w sobie i w innych – potępienie, skazanie, klęskę, słabość. Co Piłat zobaczył w Jezusie? Zobaczył w Nim człowieka przegranego, zniszczonego, opuszczonego, bezbronnego, zdanego na przemoc innych, człowieka skatowanego, przeklinanego… Stał w cieniu, schylony, smutny, związany, osądzony... Ciemna plama krwi i ciemna postać, szara od pyłu i brudu, w podartych szatach. Jezus stał naprzeciw Piłata jak wyrzut sumienia, jak najgorsze wspomnienia z dzieciństwa, młodości, z życia. Jezus stał naprzeciw Piłata jak ktoś, kim Piłat nigdy za nic nie chciałby być. Jezus stał naprzeciw Piłata. Do tej pory nikt z ludzi w kimś takim nie ośmieliłby się doszukiwać boskości, ideału, blasku Niebios. A jednak... Piłat patrząc na Jezusa, widział w nim swój lęk przed przyszłością, przed przeszłością, przed wspomnieniami, przed upokorzeniem, bólem, niechęcią do siebie samego. Zobaczył to wszystko, czego żaden człowiek nie chce w sobie widzieć, przeżyć, wspominać. Zobaczył Jezusa w nędzy i pogardzie, wyśmianiu i skazaniu na cierpienie, człowieka bez szans, a jednak taki człowiek miał w sobie nie tylko podobieństwo do Boga, ale sam był Bogiem. Co Jezus widział w Piłacie? Piłat stał przed Jezusem w najmodniejszym ubraniu, pachnący od drogich i modnych kosmetyków, stał schludny, czysty, wyprostowany, wypieszczony, mocny, inteligentny, wykształcony, dobrze zarabiający, otaczany szacunkiem, a nawet lękiem. Miał pewny wzrok. Patrzył z pogardą. Miał życie szczęśliwe i udane, wysoko zaszedł w hierarchii – człowiek, który zrobił karierę w życiu. Miał dużo pieniędzy, ludzie go słuchali i kłaniali mu się w pas. Każdy z nas chciałby być takim… takim, jak Piłat! Nikt nie chciałby być takim jak Jezus, ale prawda jest taka, że każdy z nas jest taki, jak Jezus, a takim, jak Piłat najwyżej udajemy, że jesteśmy, albo jesteśmy przez jakiś czas. Piłat też nie zawsze był „na topie”. Pewnego dnia też spadł ze stołka – został wezwany do Rzymu, żeby się wytłumaczyć za mord na Samarytanach. Ta sprawa tak go wystraszyła, że popełnił samobójstwo z lęku przed odpowiedzialnością. Zapewne, kiedy umarł i stanął przed Bogiem, spuścił głowę i może ją do dziś trzyma spuszczoną w czyśćcu albo „piętro niżej”. Tego nie wiemy. Kilkadziesiąt lat pychy i wieczność wstydu i rozpaczy. Jezus miał kilka dni wstydu i bólu i całą wieczność szczęścia i chwały. Kto lepiej na tym wyszedł? Bóg chciał objawić się w człowieku przeklętym i przegranym – takie świadectwo dał Jezus o prawdzie. Taką prawdę o człowieku objawił Syn Boży. Kiedy mówimy, że coś jest „boskie”, to mamy na myśli, że coś jest najlepsze, wspaniałe, wyjątkowe, ponadludzkie! Każdy chce być najmądrzejszy, najlepszy, najinteligentniejszy, wykształcony, przystojny, kulturalny, najlepiej ubrany, wymowny, lubiany, chwalony, idealny; posiadać awans społeczny, być zdrowym, nieomylnym, zauważanym, wygranym, zwycięskim; odnosić nieustanne sukcesy, ciągle wspinać się ku górze; mieć najładniejsze dzieci, wykształcone, dobre, bezproblemowe, wyjątkowe, wybitne, zdolne. Mieć najlepszego męża, wiernego, idealnego, zawsze zgadzającego się małżonka; albo żonę idealną, piękną, mądrą, wybitną, sławną… Wszyscy dążą do tego co piękne, idealne, wybitne… Inaczej mówiąc, chcą stać po stronie Piłata, ale nie po stronie Jezusa. Tymczasem boskość promieniowała z tego odartego z godności, poranionego, przeklętego człowieka. Dlaczego Jezus to uczynił? Żebyś ty nie musiał się potępiać za to, co miało miejsce w twoim życiu i co było ciemną stroną twojego losu... Jezus przed Piłatem – ucieczka przed swą nędzą! Każdy z nas ma swoje ciemne strony życia, których się boi, chciałby o nich zapomnieć, pozbyć się bolesnych wspomnień, uciec przed dręczącymi przypomnieniami. Wydaje nam się, że ucieczka i zapomnienie niektórych przeżyć, pozwoliłoby nam wypłynąć na szerokie wody... Ale tak nie jest. W ciemnym pokoju krąży mucha, pragnie wydostać się na zewnątrz, ale okno jest zamknięte, a w głębi pomieszczenia jest korytarz prowadzący do uchylonych drzwi. Jest ciemno, więc mucha ucieka od tych ciemnych, choć uchylonych drzwi, woli światło za zamkniętymi okiennicami. Rozpędza się i uderza w szybę. Czyni tak kilka razy, zwiedziona kolorowym światem za szybą. W końcu pada na parapet martwa. (Rene Laurentin) To prawda, że nasze życie nie było udane w wielu etapach naszej przeszłości. Trudno się na to zgodzić, bo w sercu każdego z nas jest wpisana wizja życia szczęśliwego i udanego, pełnego satysfakcjonujących doświadczeń. Kiedy ci coś nie wyszło w życiu, kiedy okazało się, że spaprałeś jakiś poważny etap życia; kiedy stało się coś, czego nie możesz sobie przebaczyć, kiedy okazałeś się draniem, zdrajcą, kłamcą, podłym człowiekiem, grzesznikiem, upiorem a nie człowiekiem, złośliwym, nienawidzącym, nieudacznikiem, nieczystym, chciwym, skąpym, pysznym, boleśnie wrednym, tchórzem... Kiedy coś z tych rzeczy miało miejsce w twoim życiu, trudno sobie to wybaczyć. Nie zgadza się to bowiem z obrazem, z idealnym wyobrażeniem, czy mniemaniem o sobie. Najczęściej próbujesz to zapomnieć i wyprzeć ze wspomnień, zataić nawet przed sobą, wymazać. Robisz sobie krzywdę, bo amputujesz część prawdy o sobie. Na tym nie poprzestajesz, zaczynasz udawać przed sobą i przed innymi szlachetnego, pobożnego, bezinteresownego, uczciwego, pobożnego, może nawet dewocyjnego albo zbytnio charyzmatycznego, albo też próbujesz zdobyć jak najwyższe wykształcenie, by zyskać szacunek do siebie. Żeby ukryć upiory wspomnień... Znam człowieka, który w albumie ze swymi zdjęciami miał tylko takie fotografie, na których był uśmiechnięty, ładny i przystojny. Wszystkie inne zdjęcia wyrzucał i darł – szczególnie te, na których wyglądał niezbyt atrakcyjnie. Wyrzucał nieudane fotografie. Z tego, co wiem, wyrzucił też fotografie wszystkich tych osób, z którymi był początkowo bardzo zaprzyjaźniony, a nawet je kochał; później zaś jego relacje się popsuły i przeżył wielkie rozczarowanie. Chciał zapomnieć o tych wszystkich osobach. Ale czy przez to odrzucanie nieudanych fotografii, udało mu się wyeliminować z życia wszystko to, co było niedojrzałe i nieudane? Chciał płynąć po szerokich wodach swojego życia, nie oglądając się w stronę tego wszystkiego, co kładło się upiornym cieniem na jego wspomnieniach, wywołując strach, lęk, złość i przykrość. A może powinien założyć album zdjęć nieudanych? Będą tam fotografie, na których nie wyszedł przystojnie, mądrze, młodo. Fotografie z tych doświadczeń, które były trudne, przykre; fotografie swoich wrogów, fotografie ludzi, z którymi nie wyszła mu miłość, przyjaźń... Gdyby miał taki album i potrafił zamknąwszy go, powiedzieć: „Chwała Bogu!”, byłby zdrowy, byłby naprawdę gotowy wejść do Nieba. W twoim życiu potrzeba zgody na wszystko, co przeżyłeś. Dopóki czegoś boisz się wspominać, nie możemy nic uzyskać, nie możesz dobić do progu twojego zbawienia. Nic ci nie wychodzi, ciągle powtarzasz te same błędy. Jezus jako cień z przeszłości (zob. Mt 14, 22-33) Kiedy uczniowie Jezusa wypłynęli na jezioro, chcieli dopłynąć do brzegu, ale nie mogli, dopóki nie przyjęli do swej łodzi Jezusa, który przyszedł do nich z tyłu – jakby z przeszłości, od ciemnej strony tego, co już mieli za sobą. My też mamy takie upiorne osoby w naszej przeszłości, których imion boimy się wspomnieć, a które jedynie w najmroczniejszych koszmarach nas nawiedzają. Nasi krzywdziciele. Mamy też upiorne wspomnienia, do których nie chcemy wracać, bo okazałoby się, że jesteśmy naprawdę nędzni, przynajmniej według naszego mniemania. Ale dopóki jakaś część przeszłości jest nieprzebaczona przez nas samych, dopóki nie obdarzyliśmy jakiejś części naszych przeżyć miłosierdziem – przyszłość jest zamknięta, nie możemy do niej dopłynąć. Tak właśnie jest z tobą... Nie dopłyniesz do wieczności, dopóki nie dopuścisz do swojej łodzi tego wszystkiego, co było przykrą ciemnością, całą tę sumę nieudanych przeżyć, całą przykrość twoich wspomnień; wszystkie osoby, których boisz się nawet wspominać. Im wszystkim trzeba przebaczyć i dopuścić do siebie. Jezus chce, abyś przebaczył takim osobom, których boisz się wspominać, ale też sobie samemu, w tych wszystkich sytuacjach, których może nie tylko boisz się, ale też wstydzisz. On w nich do ciebie przychodzi, przypomina ci je i przypomina ci słowa, które On sam wypowiedział na krzyżu: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!”. Przebacz sobie swoją przeszłość, jeśli ją już oddałeś w sakramencie, przebacz sobie, bo nie wiedziałeś, co czyniłeś. Napisano: uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus przychodzi od strony tego wszystkiego, co już mamy poza sobą, i czego się boimy wspominać. Wyglądał jak zjawa. Jest wiele koszmarnych sytuacji w naszej przeszłości, wiele zjaw, wiele cieni... ale Jezus nie chce, abyśmy dotarli na DRUGI BRZEG nie pogodziwszy się ze wszystkim, co przeżyliśmy. On chce, abyś odkrył Go w tym, co w twojej przeszłości było ciemne i do dziś wywołuje strach. Żebyś pojednał się z twoimi Piłatami, Kajfaszami, Judaszami..., ale też przebaczył sobie, kiedy sam byłeś Piłatem, Kajfaszem, Judaszem. Czy myślisz, że Jezus nie przebaczyłby Judaszowi jego zdrady, gdyby ten odważył się poprosić o to ze skruchą? Dlatego nawet jeśli sam byłeś takim Judaszem w przeszłości, poproś dziś Jezusa, poproś ze skruchą: Panie, błagam, przebacz mi moją zdradę, moje tchórzostwo; to, co uczyniłem, krzywdę, którą uczyniłem, ten straszny czyn, który jest dla mnie zjawą i straszy mnie w koszmarach. Wielu ludzi nie chce wracać do tego, co minęło, a co wyraźnie kłóci się z ich wizją udanego życia, które jest szczęśliwą żeglugą. Życie jest sumą wszystkich doświadczeń, a nie zbiorem udanych fotografii. Gdy próbujemy coś na siłę zapomnieć, pozbyć się części swoich przeżyć, narażamy się na to, że będziemy żyli w lęku i staniemy się nieszczęśliwi oraz napięci. Będziemy się bali wszystkiego, co przypomina przeszłość, i wszystkiego, co może ją powtórzyć. Ale w ten sposób wywołamy wilka z lasu. Ciągle lękając się tego, na wszystko będziemy tak spoglądać i w końcu stanie się to, czego najbardziej się obawialiśmy. Uczniowie bali się Jezusa, myśleli, że to zjawa. Sparaliżowało ich i nie mogli płynąć do przodu. Nie możesz iść do przodu, gdy jest z tyłu jakiś lęk, gdy zostawiłeś w przeszłości coś, czego boisz się wspominać i w czym nie umiesz dopatrywać się Jezusa. Tymczasem we wszystkim, co cię spotkało, był ukryty Bóg i trzeba Go odkryć. Na wszystkie swoje przeżycia spójrz tak, żebyś dopatrzył się w tym podobieństwa do Jezusa! Jeśli chcemy żyć w pokoju i w szczęściu, w każdym upiornym wspomnieniu musimy umieć odkryć obecność Jezusa. Owszem to trudne, ale ułatwia życie. O wiele trudniej jest na siłę zapomnieć o tym, co było nieudane. Wtedy wszystkiego się boimy, wszystko nas przeraża. Nie chodzi oczywiście o grzebanie się w przeszłości, ale o odkrycie we wszystkim, co ciebie spotkało – Chrystusa. To uspokaja, tak, jak uspokoiło uczniów, gdy odkryli w mrocznej postaci zbliżającej się z tyłu samego Boga. Przyjąć swoją przeszłość, to przyjąć do końca siebie. Nie można przyjąć przeszłości, jeśli się w trudnych przeżyciach nie dostrzeże podobieństwa do życia Jezusa. Jezus przecież wcale nie miał udanego życia, po ludzku był przegrany i to jest zbawczy gest, aby nas uwolnić od lęku przed samoodrzuceniem. Ten, kto wyparł swą bolesną przeszłość i jej nie przyjął, naraża się na ciągłe powtórzenia tego, przed czym ucieka. Powtarzasz to, co nie przeżyłeś we właściwy sposób. Bóg, jak nauczyciel, ciągle daje ci do poprawienia to, co było nieudanym wypracowaniem, aż w końcu przerobisz to tak, jak powinieneś. Dlatego w twoim życiu ciągle zdarzają się bliźniacze sytuacje, które przypominają ci to wszystko, przed czym uciekałeś w przeszłości w poczuciu zmarnowania i niewybaczalnej pomyłki. Jezus powiedział kiedyś takie słowa: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.. (Mt 5, 21-26) Zobacz, że to jest bardzo ważne, żebyś pogodził się ze swoim przeciwnikiem. Spytasz, kto nim jest? Może rzeczywiście ktoś, kto sprzeciwiał się twojemu narodzeniu; sprzeciwiał się twojemu wzrostowi, twojej radości; sprzeciwiał się tobie w szkole, w pracy, w rodzinie; ktoś, z kim zawsze miałeś konflikt. Ale może to być również twój wewnętrzny przeciwnik; to, z czym nie zgadzasz się w sobie (a nie zgadzamy się zawsze z naszą nędzą; nie znosimy siebie samych, jako słabych, dziecinnych, śmiesznych, niedojrzałych, takich z nieudanych fotografii). Czy możesz pokochać w sobie swoje wewnętrzne, niedojrzałe dziecko, nieudacznika życiowego, kogoś, kto się po prostu bardzo boi; kogoś, kto nie wie, jak żyć, i wstydzi się samego siebie? Czy pozwolisz mu żyć? Czy wreszcie zlitujesz się nad sobą samym i przestaniesz sobie narzucać zbyt poważne maski, w których wyglądasz jak majestatyczny, pewny siebie, dumny, nieomylny, zawsze sobie dający radę pewniak? Jezus i dziecko (Mt 18, 1-5) W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje». (Mt 18, 1-5) Jest w nas lęk przed odkryciem tej bezsilności wobec rzeczywistości, jest wstyd przyznać się, że wszystko nas po prostu przerasta i wcale nie wiemy, jak się zachować. Boimy się pokazać, że jesteśmy dziećmi, a przecież mieć odwagę być dziecięcym, to mieć wstęp do Królestwa Bożego. Jest więc w nas pragnienie ukrycia i usprawiedliwienia swych wysiłków – zresztą nieudolnych – dzięki którym staramy się ze wszystkich sił ukryć nasze porażki, które są jak certyfikat dziecięctwa Bożego. Jezus, wysłuchując naszych modlitw o to, aby nas w końcu uczynił dziećmi, nie będzie nam przecież dawał ubrań z okresu I Komunii Świętej, nie podaruje nam zabawek, nie będzie nas karmił kaszką manną albo ścigał po ulicy, aby zmienić pieluchę. On, jeśli nas wysłuchał, jeśli wysłuchał naszych próśb, aby nas uczynić dziećmi Ojca, to postawi nas wobec takich sytuacji i takich wydarzeń, które udowodnią nam, że nie jesteśmy dojrzali ani nawet dorośli do stwierdzenia tego. Czy mamy dziękować za spełnienie prośby, czy przeklinać, że nie możemy już być tacy sztuczni jak dotychczas? Cóż w nas jest bowiem najprawdziwsze? Słabość czy moc? Bezsilność czy zaradność? Radzenie sobie z życiem, czy nieradzenie sobie z nim? Wielkość czy małość? Pewnej nocy byłem zrozpaczony i zbuntowany, ponieważ moja bezsilność i niezaradność, nieopanowanie i głupota w ciągu dnia tak dały o sobie znać, że zobaczyłem w sobie po prostu dzieciaka, który w ogóle nie umie ocenić sytuacji i w ogóle nie umie panować nad sobą. Zostałem ojcem duchownym seminarium. Kiedy przyjechałem do tego seminarium, poczułem się jak rybka, kupiona w sklepie egzotycznym, która nagle jest wpuszczona do akwarium. Uderzałem w szybę, rozbijałem się o kamienie, zderzałem się z innymi rybami. Byłem agresywny i nieumiejętny, zupełnie nie na miarę ojca duchownego. Czułem się mały i zagubiony. Dlatego gdy byłem zły, chciałem ukryć swoją nieporadność pod maską pogardy i złości. Więc patrzyłem na innych z pogardą i raniłem obmową albo agresją. Na co więc byłem zły? Na to, że nie umiem żyć, nie umiem być dojrzały, nie panuję nad sytuacją, nad emocjami, ani nie mam zawsze racji; mylę się, mówię głupstwa, nie umiem się zachować, boję się, wstydzę... wcale nie jestem lepszy od innych ludzi; a inni, patrząc na mnie oczekują ode mnie dojrzałości, która jest kosmicznie niedostępna. A dziś? Dziś już staram się szukać w tym wszystkim radości. Właśnie ta słabość i odkrycie w sobie dziecka, dziś jest dla mnie łaską, choć jeszcze wczoraj wydawało mi się to być przekleństwem. Dziś widzę w tym pragnienie Boga, abym był jak dziecko! Nie lękajmy się warunków, w których odkrywasz lęki, bo one właśnie powalają cię na kolana i uczą dziecięcej modlitwy. Przecież tylko dziecięca modlitwa ma Aniołów najbliżej stojących tronu Bożego! Miej wolę dostrzegania we wszystkim, co się z tobą dzieje, opieki Boga, któremu zależy na twoim zbawieniu. Dlatego pozwala ci przeżywać to wszystko, co przeżywasz – bezsilność, bezradność. Kiedy czuję się mały i kiedy czuję się „zerem”, wtedy właśnie szukam najprawdziwiej zbawienia, pomocy, ratunku u Boga! Żadna inna okoliczność nie umożliwia mi autentycznej modlitwy. Kiedy czuję się silny, a inni mnie podziwiają, nie modlę się, bo nie potrzebuję Bożej pomocy. Jestem wtedy samowystarczalny i nie sięgam po zbawienie w Bogu. Zbawienie jest dostępne dla tych, którzy są osaczeni przez przygniatające okoliczności. Kto radzi sobie z życiem, nie szuka pomocy u Boga, a kto nie szuka Boga, nie znajduje zbawienia. Trzeba nam w życiu zobaczyć, że wszystko nas przerasta, by zawołać do Boga: „Zbaw mnie!”. Trzeba być głęboko w dole, by modlitwa była głęboka. To, co przeżywasz, jest potrzebne..., ale najbardziej te chwile, w których doświadczasz, że nikomu, do niczego nie jesteś potrzebny. Cóż mam Ci jeszcze powiedzieć: WYTRWAJ!!! • Ćwiczenie z przyjęciem swego wewnętrznego dziecka Wyobraź sobie małe dziecko; jeśli jesteś kobietą, niech to będzie dziewczynka; jeśli mężczyzną, niech to będzie mały chłopiec. Stoi przed tobą. Jest ucieleśnieniem tego wszystkiego, czego w sobie nie lubisz i czemu w sobie samym się sprzeciwiasz. Jest schylone, ma spuszczoną głowę, ma smutek Jezusowego Oblicza, stoi jak Jezus przed Piłatem, stoi jak twoja najgorsza przeszłość przed tobą... Czy pozwolisz mu istnieć? Może zechcesz postąpić z nim jak Piłat z Jezusem? Czy przyjmiesz go i powiesz mu: Zgadzam się na ciebie i kocham cię. Kocham twoją słabość, twoją nieudolność, twoje klęski, twoje pomyłki... Kocham twoje upadki i twoje lęki, twoje tchórzostwo... Kocham to, że nie umiesz się obronić, że nie umiesz się usprawiedliwić, że byłeś wyśmiany, poniżony, przekreślony; że inni uczynili cię nikim, że nikt w ciebie nie wierzył, że sobie nie radzisz z uczuciami... Kocham ciebie i zgadzam się na ciebie; chcę już nigdy nie odrzucać ciebie, ani się nie wstydzić. Chcę cię takiego przedstawić Bogu i sobie.
Стоимость доставки приблизительная. Точная стоимость доставки указывается после обработки заказа менеджером.